W lipcu 2018 r. weszła w życie dyrektywa w sprawie charakterystyki energetycznej budynków (EPBD). Kraje członkowskie UE, w tym Polska, zostały zobowiązane do wprowadzenia zaleceń dyrektywy do 10 marca 2020 roku. Ostatnie wydarzenia spowodowały jednak, że termin ten minął bez echa, bo tematyką którą interesują się i media i rządzący ogranicza się do pandemii koronawirusa. Jednak to równie ważna sprawa dla naszego zdrowia, więc nie można o niej zapomnieć.
Jednym z celów dyrektywy jest zwiększenie tempa termomodernizacji istniejących budynków oraz powszechnego stosowania odnawialnych źródeł energii, tak aby w perspektywie roku 2050 uzyskać całkowitą dekarbonizację zasobów budowlanych. Oznacza to ograniczenie konsumpcji energii przez budynki o 50-60% i praktycznie całkowitą redukcję gazów cieplarnianych. Dyrektywa zwraca też szczególną uwagę na powiązanie efektywności energetycznej ze zdrowym klimatem wewnątrz budynków.
Obecnie tempo termomodernizacji budynków w Polsce wynosi ok. 1% rocznie. To zbyt wolno, nadal 70% budynków jednorodzinnych jest ogrzewana węglem, a tylko 1% istniejących budynków można uznać za energooszczędne. Tymczasem, według szacunków, aby spełnić stawiane przez dyrektywę wytyczne, konieczne jest zwiększenie skali termomodernizacji do minimum 3% rocznie. Aby to osiągnąć nie wystarczy skuteczne wdrożenie przepisów, trzeba zadbać również o wzrost świadomości społecznej, czyli zaplanować akcje edukacyjne, które przedstawią korzyści z przeprowadzenia termomodernizacji. Bo wysoka efektywność energetyczna budynków to nie tylko komfort cieplny i oszczędność energii, ale również zdrowy mikroklimat wnętrz i czyste powietrze na zewnątrz. Zrozumienie tych powiązań jest kluczowe dla sukcesu termomodernizacji domów jednorodzinnych.
O ile budynki użyteczności publicznej czy wielorodzinne w dużej mierze zostały już zmodernizowane, o tyle stan domów jednorodzinnych nadal jest problemem. Wynika to m.in. z tego że budynki te przez wiele lat były pozostawione same sobie. Nie było programu, który byłby im dedykowany, ani zachęt do ich modernizacji. Do tego doszło jeszcze źle pojęte poczucie wolności, że w swoim domu jednorodzinnym mogę palić, czym mi się podoba i nikt nie ma prawa nakładać na mnie ograniczeń w tym zakresie.
To spowodowało, że domy jednorodzinne w większości są słabej jakości, zużywają dużo energii i są głównym źródłem smogu, czyli zanieczyszczeń powietrza spowodowanych przez niską emisję. Jak wynika z Krajowego Programu Ochrony Powietrza do roku 2020, udział gospodarstw domowych w emisji pyłów PM10 i PM2,5 wynosi ok. 40%, a w emisji benzo(a)pirenu aż 78%.
Sytuację może poprawić tylko opracowanie długoterminowej strategii rozwiązania tego problemu, uwzględniającej wszystkie konieczne działania – od szczegółowego przeglądu zasobów budowlanych, poprzez określenie opłacalności modernizacji dla różnych typów budynków, po zdefiniowanie działań koniecznych do podjęcia w konkretnych przypadkach. Istotne jest także wsparcie finansowe, takie jak np. rządowy program Czyste Powietrze czy ulga termomodernizacyjna.
Jednak o ile system zachęt został jakoś wdrożony, o tyle bardzo słaby jest system kar. W większości są one czysto teoretyczne. Gminy kontrolują emisję zanieczyszczeń, ale nie wystawiają mandatów, bo nie mają do tego podstaw. Aby dyrektywa przyniosła oczekiwane efekty, ten problem także należy rozwiązać. Musimy tak przygotować przepisy, aby były funkcjonalne, efektywne i akceptowalne przez ludzi, a tu kłania się edukacja. Społeczeństwo musi zrozumieć, że te przepisy nie są biurokratycznym wymysłem przeciwko nam, tylko fundamentem do zbudowania zdrowszego środowiska w którym wszyscy żyjemy.