Najbliższe lata zapowiadają się niezwykle atrakcyjnie dla firm budowlanych. Wielkie inwestycje drogowe i kolejowe z unijnych funduszy spowodują, że na rynku pojawią się ogromne pieniądze do wzięcia. Jednak to, że skumulują się one w ciągu najbliższych trzech lat, jest równie wielkim niebezpieczeństwem, jak szansą.

Doświadczenia poprzednich lat pokazują, że nie dla wszystkich to się dobrze kończy. Gwałtowne przyspieszenie inwestycji zarówno w latach 2006-2007, jak w latach 2011-2012 powodowały skokowy wzrost cen materiałów budowlanych i kosztów robocizny. Niedokończone kontrakty, inwestycje wstrzymywane na wiele miesięcy, bankructwa wielkich spółek, to skutki zbyt dużego nagromadzenia inwestycji. A teraz może być jeszcze gorzej, firmy muszą poradzić sobie z brakiem rąk do pracy, a to nowy i zupełnie inny problem.

Do tej pory brak personelu pracy łagodził „import” pracowników z Ukrainy. Jednak tam również zasoby już się wyczerpują. W dodatku cała UE złagodziła wobec nich politykę wizową, co spowodowało, że wielu Ukraińców opuszcza nasz kraj, w poszukiwaniu bardziej atrakcyjnych zarobków. Może to spowodować, że koszty pracy będą rosnąć znacznie szybciej niż ktokolwiek się spodziewa, a to przełoży się na koszty wykonawstwa, jeszcze bardziej niż wzrost cen surowców i materiałów.

Realizacja inwestycji publicznych ze środków Unii w minionych latach przebiegała bardzo wolno. Zostały jeszcze ogromne pieniądze do zagospodarowania, które musimy wydać, aby nie przepadły. To co powinniśmy realizować w latach 2014 – 2020, musimy zrealizować w ciągu maksymalnie pięciu lat. Zgodnie z regułą „n+2” inwestycje mogą przeciągnąć się do 2022 roku, ale te dodatkowe dwa lata to raczej okres na domknięcie poślizgów i rozliczenia, a nie rozpoczynanie czegokolwiek.

Tymczasem rok 2016 przyniósł spadek inwestycji o 7%. Żeby pieniądze się nie zmarnowały, należy wydawać je szybciej. Jednak przyspieszenie nadal jest słabe. Wprawdzie w drugim kwartale br. po raz pierwszy od pięciu kwartałów inwestycje wzrosły, ale nie jest to wzrost wystarczający. Pojawiają się jednak dobre symptomy, wzrost produkcji budowlano-montażowej. We wrześniu podskoczyła ona aż o 23,5% rok do roku, po wzroście o 19,8% w sierpniu.

Mimo dynamicznego wzrostu produkcji, ceny za usługi na razie są stabilne. Wprawdzie wzrosły w sierpniu o 0,4%, ale to mniej niż inflacja. Jeśli jednak rok 2018 będzie rokiem wielkiego przyspieszenia inwestycji, a na to się zanosi, to musimy liczyć się ze znacznym wzrostem cen. Jeśli zapotrzebowanie na cement, beton, kruszywo, konstrukcje stalowe, pręty zbrojeniowe, masy bitumiczne, asfalt, pustaki i cegły oraz inne materiały do budowy dróg, mostów, wiaduktu i torów kolejowych przekroczy możliwości produkcyjne ich wytwórców, to ceny wzrosną skokowo. W połączeniu ze znacznym wzrostem kosztów pracy, może to oznaczać niemożliwość realizacji kontraktu według zaplanowanego kosztorysu przez wielu wykonawców.

Przygotowanie właściwego szacunku kosztów to ogromne wyzwanie. Firmy, które niewłaściwie to zrobią, mogą po prostu zbankrutować. Ale to oznacza problem także dla inwestorów, czyli państwa czy samorządu. Wcale więc nie jest pewne, że wszystkie ambitne plany zostaną zrealizowane, a unijne pieniądze z tej perspektywy budżetowej wydatkowane. A to strata dla całej polskiej gospodarki w naszej „pogoni” za krajami rozwiniętymi. Może następnym razem pójdzie lepiej. Tylko czy jeszcze możemy liczyć na aż takie środki z Unii?