Mieszkania w Polsce są coraz bardziej dostępne. Ich ceny rosną wolniej niż zarobki, jednak nadal to ogromny wydatek i wysiłek finansowy dla przeciętnie zarabiających. Na tle innych europejskich krajów, zwłaszcza z Europy zachodniej, mieszkania w Polsce są dość tanie, ale przeliczając to na dochody, nie wypadamy już tak dobrze.
Z wyliczeń Expandera wynika, że za roczną pensje przeciętny mieszkaniec Warszawy może kupić 3,92 m kw. mieszkania, to trochę więcej niż rok wcześniej (3,71 m kw. w styczniu 2016) i prawie dwukrotnie więcej niż 10 lat temu – 2,32 m kw w styczniu 2007 r. Poprawę więc widać, podobnie jest w innych miastach. W mniejszych dostępność mieszkań jest większa.
Mieszkaniec Gdańska, Gdyni, Łodzi, Krakowa, Poznania, Szczecina i Wrocławia, o przeciętnych zarobkach, uwzględniając średnią cenę dla tych miast, może obecnie za roczną pensję kupić 5,59 m kw. (3,76 m kw. W 2007). Jeszcze lepiej jest w Białymstoku, Bydgoszczy, Katowicach, Kielcach, Lublinie, Olsztynie, Opolu, Rzeszowie, Szczecinie i Zielonej Górze, gdzie za średnią roczną pensję można nabyć 7,17 m kw. mieszkania (5,71 w 2007 r.).
Jednak to nie cała prawda o zakupie. Niewielu może pozwolić sobie na zakup mieszkania za własne pieniądze. Do ceny trzeba więc doliczyć odsetki od kredytu hipotecznego. Jeżeli założymy, że para, o przeciętnych dochodach, zamierza kupić mieszkanie o powierzchni 50 m kw. i posiada 10-procentowy wkład własny, ich rata wyniesie od 21% (miasta z najtańszej grupy) do 38% (Warszawa) dochodu. Jeszcze 10 lat temu w Warszawie byłoby to aż 72% dochodu, co nie pozwoliłoby im otrzymać takiego kredytu. A obecnie jest to możliwe, sytuacja więc zmieniła się diametralnie.
Porównując stolice europejskich krajów, gorzej mają mieszkańcy Londynu, ale już np. mieszkańca Berlina stać na zaku dwukrotnie większej powierchni niż Warszawiaka. Stolica Polski w tym rankingu plasuje się w środku stawki.